Londyn na weekend z dzieckiem (lub bez)

Londyn nie jest miastem przyjaznym rodzicom. Na ulicach nie spotkamy wielu rodzin z wózkiem. Stacje metra – bez wind czy podjazdów. Wszechobecny tłum ludzi gotowych stratować Cię na przy wejściu do pociągu lub gdy zwyczajnie przechadzasz się swoim tempem na ulicy. Brak miejsc do przewinięcia niemowląt, akceptacji dla karmienia w miejscu publicznym, a nawet sugestie by wybrać inną restaurację, gdy wchodzimy do knajpki z wózkiem…

Gdy świadomość powyższych nie zniechęciła nas skutecznie to… możemy przejść do rzeczy 🙂 W Internecie nie brakuje tekstów z pomysłami na weekendowy wyjazd do Londynu. Samo zapytanie w Google o treści „Londyn na weekend” zwraca ponad 6 mln wyników! Sprawa nieco komplikuje się, gdy do powyższej frazy dodamy „z dzieckiem”. Takich propozycji jest już „tylko” niespełna 700 tysięcy. Poniżej dorzucę zatem i swoją cegiełkę 🙂

Pomysł na weekendowy Londyn z dzieckiem zrodził się w mojej głowie daleko wcześniej niż na świecie pojawiła się Karolina. W ramach projektu czytelniczego TE Sokrates stworzyłam książeczkę dla dzieci z cyklu przygód konika Harley’a. I, jak nie trudno się domyśleć, moje opowiadanie zabiera naszego bohatera właśnie do Londynu 🙂 Poniżej opiszę zatem podróż do mojego ulubionego miasta z perspektywy Harley’a, uzupełnioną o garść przydatnych informacji. Zatem ruszamy!

Hi! My name is Harley Horse and this weekend I’m travelling to London. Hurray! Have you ever travelled by plane?

By dolecieć na miejsce, nie rujnując budżetu, polecam porównywarkę cen lotów momondo. Masa ofert, dużo linii lotniczych i, co najważniejsze, kalendarz cen dla tych którzy są w miarę elastyczni odnośnie terminu podróży.

Co do zakwaterowania z całego serca polecam trzymanie się pierwszej (maksymalnie drugiej strefy). Podróże do dalej położonego hotelu zabiorą nam po prostu cały urok wyprawy i wprowadzą niepotrzebne zmęczenie dojazdami. Rozsądnymi opcjami są Hotel ibis London Earls Court oraz Hotel ibis London City Shoreditch – w zależności od tego którą część miasta chcemy bardziej eksplorować. Rezerwację najlepiej zrobić z rana, bo ich system różnicuje kwotę do zapłaty w zależności od pory dnia. Ot, takie spostrzeżenie 🙂 Oba hotele są dość wygodne i świetnie skomunikowane z najważniejszymi punktami miasta i lotniskiem. Nie mam tu na celu bynajmniej reklamować powyższej sieci 😉 Pewnie inne też są dobre. Bardziej chodzi o to, by na miejscu nie zostać zaskoczonym osobnymi kranami do ciepłej i zimnej wody w umywalce, czy informacją że ostatni pociąg do stacji przy której położony jest Twój hotel (np. przy Wembley) odjeżdża o 22.30…

Generalnie rzecz ujmując – wybór hotelu w dzielnicy Kensington pozwoli nam na eksplorację pobliskich muzeów (w tym Muzeum Historii Naturalnej), przechadzkę po Hyde Parku, wizytę pod Buckingham Palace i w końcu spacer pod Opactwo Westminister (i Big Bena). Stąd mamy też doskonały dojazd do ogrodów Kew, o których będzie za chwilę 🙂 Z kolei nocleg w okolicach londyńskiego City to możliwość spaceru od Tower of London, przez najwyższy wieżowiec w tej części Europy (The Shard), do Borough Market, gdzie polecam spróbować tradycyjnego angielskiego Pie 🙂

Transport

Even if I am a horse I’m not that fast to visit so many places in just one day. That’s why I need to use means of transport to travel around London. Do you know that London buses have got to decks? That is why they are called DOUBLE DECKERS!

Jest bardzo drogi, niestety. Tu link do taryf. Można jednak postarać się nie przepłacać 🙂 Ale od początku. Najpierw idziemy do metra i do okienka kas, gdzie kupujemy Oyster Card. To taka Warszawska Karta Miejska, z tą różnicą, że na Oyster Card można wykupić miesięczny abonament lub Top-Up’ować (czyli załadować w automacie) za konkretną kwotę. I tak – jak zdecydujemy się na abonament na pierwszą i drugą strefę przy bilecie okresowym, to „gratis” możemy jeździć autobusami po caaaaałym Londynie! I to jest świetne. Na krótkie wyjazdy lepszą opcją jest jednak doładowanie karty po prostu za jakąś kwotę. I tu uwaga – dla bardziej nowoczesnych podróżników polecam cyfrową wersję karty, czyli aplikację TfL Oyster, która zastępuje nam tradycyjny bilet (migawkę czy sieciówkę 😉

Ważna informacja – podróż autobusem jest znacznie tańsza, a autobusy jeżdżą bardzo często (nie ma konkretnych, godzinowych rozkładów, ale jest info co ile minut jeżdżą w poszczególnych godzinach). Kolejna zaleta autobusów jest taka, że nawet nocą nie pada nam na głowę, a zwiedzamy Londyn, patrząc na wszystkich z góry 🙂 Jeśli zaś goni nas czas, lepiej wybrać metro. Świetnie zbudowana siatka połączeń pozwala dotrzeć w dowolne miejsce w stosunkowo krótkim czasie (mapa metra). Istotne jest też to, że londyński transport wprowadził górne ograniczenie dziennych wydatków. Tzw. „cap” powoduje, że po osiągnięciu pewnej kwoty dalsze podróżowanie po Londynie staje się darmowe.

Gdzie zjeść

No właśnie… Utarło się stwierdzenie, że w Londynie jest nieprzyzwoicie drogo. A że głodnym chodzić nie można… Na szczęście są miejsca, gdzie warto pójść i, jak na Londyńskie warunki, nie spłukać się od razu. Serwując po kolei – na śniadanie można pójść do Pret a Manger na owsiankę (najlepsza, jaką jadłam w życiu, mimo że mleko w Anglii mają PASKUDNE!) Tym, którzy lubią celebrować poranek w klimatycznym miejscu i przy okazji pozwiedzać Notting Hill (taaak, z tego filmu z Hugh Grantem, gdzie są kolorowe domki 😉 bardzo polecam Gail’s Bakery na Portobello Road. Jest pysznie! Na miejscu pieką pyszne rzeczy (na słodko i słono), co w połączeniu z wyśmienitą kawą wprawi nas w świetny nastrój na cały dzień. Nieco zakłopotania może sprawić sposób zamawiania. Najpierw należy zarezerwować sobie stolik, a następnie podejść do kasy z numerkiem stolika i zamówić. Trochę zamieszania, ale i tak warto! Na Notting Hill jest jeszcze taka cukiernia, o której pisali chyba w Close Up B2 albo English Filu B2. Ja przez przypadek byłam na jej otwarciu i dostałam tort! Nazywa się Hummingbird Bakery i są tam najlepsze i świeżutkie (często jeszcze cieplutkie) cupcakes, pychotki! 🙂

Z konkretnych rzeczy (na ciepło) warto spróbować jedzenia w sieci pubo-restauracji JD Wetherspoon (można zjeść tam też obiad, a nie tylko pójść wieczorem, kiedy wszyscy Brytole idą na piwo 😉 Mimo, że jest to „sieciówka” każda z knajpek wygląda inaczej i ma swoją odrębną nazwę. Moja ulubiona to The Knights Templar. Wystroje poszczególnych knajp są dość specyficzne (typowo brytyjskiej, cokolwiek to oznacza), ale tam można zamówić naprawdę pysznego dorsza z frytami i mashy peas za ok 9 funtów (a czym byłby wypad do Londynu bez fish’n’chips? 🙂 Co ważne – nikt nie spojrzy na nas krzywo gdy będziemy tu nawet z małym dzieckiem. Harmider panujący w tym miejscu (i ogólna radość ludzi tam się spotykających) powoduje, że nie będziemy chcieli go opuścić przy pierwszym płaczu naszego dziecka 🙂 Na kolację, po ciepłą i pyszniutką przegryzkę, warto pójść do Chinatown na Baozi/ Bun, czyli taki nasz pampuszek z nadzieniem z wieprzowiny, kurczaka albo warzyw. Polecam tego z wieprzowiną 🙂 Przy okazji super miejsce, żeby pozwiedzać całkowicie GRATIS!

Zakupy!

Było coś dla ciała, to teraz czas na coś… na ciało 😉 Primark to nazwa sklepu w którym są głównie ubrania, ale również i mydło i powidło (tak, nawet żelki tam sprzedają!). W Londynie jest ich kilka. Ten główny jest na najważniejszej zakupowej ulicy miasta, czyli Oxford Street, przy metrze Marble Arch (tam też jadą wszystkie transfery z lotniska London Luton). A że już od otwarcia są tam kolejki… niebywałe…

Gdzie pójść

Let’s visit the Queen! The Monarch lives in the Buckingham Palace. Look at the man in the funny hat! He is the Guard. He keeps the Queen safe. Do you know thar the Guard’s hat is called a BEARSKIN?

OK, to teraz coś dla ducha. A przynajmniej dla oka 😉 Wiadomo – zdjęcie pod pałacem Buckingham musi być! Fajnie też po prostu poczuć klimat Londynu i zwyczajnie (bez celu) przechadzać się po monumentalnych Regent Street i Oxford Street, czyli tutejszych zakupowych machinach lub popatrzeć na ekrany Picadilly Circus (robią wrażenie!). W tym roku zamierzam zobaczyć je po remoncie, choć żałuję, że nie mogłam tam być gdy były całkowicie wygaszone (atrakcja raz na wiele lat, bo od śmierci księżnej Diany nieczynne były chyba tylko raz z powodu awarii zasilania). W ogóle od powstania wyłączali je tylko kilka razy, w tym, gdy była wojna).

Dla miłośników grozy warto wspomnieć o pubie The Ten Bells, gdzie swoje ofiary zaciągał Kuba Rozpruwacz (o tym było w English Filu 🙂 Nie byłam tam, ale miejsce podobno fajne. Mając ograniczony czas na zwiedzanie ja odwiedziłabym chętniej Greenwich i tamtejsze obserwatorium. Koniecznie skorzystajcie z jednego z pokazów wyświetlanych w planetarium (polecam kupić wcześniej bilety). I tu ciekawostka – co jakiś czas obserwatorium daje możliwość zobaczenia gwiazd z bliska przy użyciu tamtejszego teleskopu! Jedną z takich dat są walentynki 🙂 Niestety, z uwagi na pogodę (zachmurzenie) i duże zanieczyszczenie światłem (blask Londynu) szansa na podziwianie gwieździstego nieba jest niewielka. Warto jednak próbować (w najgorszym wypadku zostaniemy uraczeni gorącą czekoladą i zastępczym planem atrakcji). By nadać wyprawie dodatkowego uroku warto udać się tam łódką przeszywającą Tamizę. Jest to normalny (!) transport publiczny, choć niestety dodatkowo płatny (poza limitem dziennym na Oyster Card 🙁

Jeśli nie chcemy pływać po Tamizie, do Greenwich prowadzi też inna atrakcja transportowa – bezzałogowa linia metra DLR. Z metra korzystamy na trasie od Tower Gateway do Royal Victoria, a następnie przesiadamy się w kolejkę linową Emirates i jedziemy na spacer po Greenwich. Teren ogromny, ale pełen atrakcji z których największą (oprócz obserwatorium) jest SV Cutty Sark, czyli XIX-wieczny kliper herbaciany. Wracając zaś do obserwatorium – wiele osób odwiedza to miejsce by zrobić sobie zdjęcie z pomnikiem symbolizującym południk zero (oczywiście wejście do strefy, gdzie znajduje się pomnik jest płatne 🙂 Tym, którym to umknęło przypominam jednak, że Południk Zerowy, wyznaczony na podstawie siatki geograficznej WGS 84, zastąpił dotychczasowy Południk Greenwich, przebiegający przez obserwatorium astronomiczne w dzielnicy Greenwich w Londynie, który był obowiązującym południkiem zerowym w latach 1884–1984. Obecne położenie południka zerowego znajduje się ok. 102 metry na wschód od swojego poprzednika. Ot taka ciekawostka! 🙂

The Natural History Museum was fun! But now I need to hurry to see how the Tower Bridge opens. It’s not very often. To get there I need to take the Underground train. Do you know that the London Underground is called the Tube?

Oczywiście w całej naszej podróży po Londynie nie można ominąć… Tower Bridge!!! Na stronie można sprawdzić godziny podnoszenia przęseł mostu (robi spore wrażenie). A przy okazji odwiedzamy Tower of London, by w deszczowy dzień zrobić zdjęcie czarnym jak węgiel krukom krążącym nad murami więzienia… A że akurat o pogodę nie ma co się martwić (bo i tak będzie padało) to na wyprawę warto zabrać parasolkę (lub kupić w Primarku jakąś tanią i ładną 😉

Zachwycające w Londynie są również parki! Przykładem jest Hyde Park, gdzie spacer w ciepły dzień dostarcza wiele radości, a widok białych wiewiórek przypomina nam, że ogrody, wprawdzie królewskie, nie są Łazienkowe 😉 W sezonie zimowym (który w 2018 roku zaczyna się 22 listopada) na najmłodszych czekają tu zawsze wspaniałe atrakcje. Zimowy park cudów, bo tak należy określić Hyde Park Winter Wonderland, to szereg spektakli, lodowisk i atrakcji rodem z wesołego miasteczka! Oczywiście, bilety rezerwujemy z wyprzedzeniem.

Tym, którzy dysponują większą ilością czasu (i mają botaniczne zacięcie) polecam wizytę w ogrodach Kew. Zwłaszcza w okolicach lutego, kiedy odbywa się tam festiwal storczyków! W tym sezonie podziwiać będzie można bioróżnorodność flory rodem z Kolumbii (Kew’s Orchids Festival)! Oj, będzie (jak zawsze) kolorowo! 🙂

Muzea i teatry

Londyńskie muzea są absolutnym „must see” każdej wyprawy! Moje ulubione – Natural History Museum, polecam na wyprawę z dziećmi (choć nie tylko). Na miejscu warto być przynajmniej chwilę przed otwarciem, bo później tworzą się spore kolejki do dinozaurów 🙂 Z ciekawych opcji jest jeszcze Transport Museum, gdzie zobaczymy historię londyńskiego transportu publicznego oraz The British Museum, które warto odwiedzić chociażby dla wystawionych tam mumii 🙂 Miejscem przez mnie jeszcze nie odkrytym, ale będącym na długiej liście atrakcji, jest londyńskie studio Warner Bros, w którym powstawał Harry Potter! Ale o tym każdy fan czarodzieja z Hogwartu pewnie już wie 😉

Starszych (nie tylko dzieci) zainteresuje oferta teatrów. Naprawdę jest w czym wybierać! Najlepiej przeszukać dostępne wydarzenia na jednym z portali oferujących bilety (np. TimeOut czy BoxOffice). Zanim jednak kupimy bilety polecam zerknąć na opinie o poszczególnych miejscach (fotelach!) w teatrze zamieszczone na portalu TheatreMonkey. Wiele teatrów nie sprzedaje bowiem konkretnych miejsc, ale „losowe” w danej kategorii cenowej. Często okazuje się jednak, że dwa sąsiadujące ze sobą fotele różnią się nawet o £30! Innym razem miejsca w tej samej cenie mają różne pole widoczności i/lub ilość miejsca na nogi. Niby szczegół, ale czasem warto zadbać o swój komfort 😉 By trafić dobre miejsce (polecane przez TheatreMonkey) czasem trzeba po prostu wrzucić do koszyka bilet i (jeśli okaże się że przydzielono nam jakąś gorszą miejscówkę), nie przechodząc do płatności, w osobnej zakładce rozpocząć rezerwację od początku. System przydzieli nam inne miejsca, które (surprise!) często są tymi lepszymi, mimo tej samej kategorii cenowej. Osobiście lubię klimaty musicalowe. Jeśli macie tak samo, to młodszym podróżnikom spodoba się Matilda the Musical, starszym War Horse (akurat to sztuka, ale robiąca ogromne wrażenie!), zaś dorosłym The Phantom of the Opera.

My day in London is almost over. Before I go back, I’ll stop for a minute to have a ride on the London Eye! It’s a huge ferris wheel. You can make beautiful photographs from the top.

I tak oto weekendowy wyjazd z dzieckiem przerodził się w tekst o moim Londynie… Oczywiście wszystkiego nie da się zobaczyć/ przeżyć w dwa dni. W opisie zabrakło także takich atrakcji jak London Eye czy muzeum figur woskowych Madame Tussauds. Dlatego z wymienionych propozycji sami już musicie poskładać swój plan podróży 🙂 Mam jednak nadzieję, że któreś z powyższych myśli się Wam przydadzą. Jeśli macie jakieś pytania, to piszcie śmiało. A tym, którzy udają się do stolicy Wielkiej Brytanii życzę wspaniałej wycieczki!

Ps. pod tym linkiem znajdziecie książeczkę Harley in London. Miłej lektury! 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Close

O mnie

Magdalena Kaźmierkiewicz

Uwielbiam być metodykiem. Im dłużej wykonuję tę pracę, tym większą upatruję w niej odpowiedzialność, wielowymiarowość i przestrzeń do rozwoju wszelkich kompetencji z pogranicza życia zawodowego i prywatnego. Każde spotkanie w metodycznej przestrzeni, zazwyczaj zagospodarowanej tematem efektywnego (i czasem efektownego też) nauczania jest okazją do refleksji, lekcji i działań ku temu, by jakość edukacji językowej była coraz lepsza. Moją misją jest towarzyszenie drugiemu człowiekowi w procesie rozwoju. Będąc metodykiem i pracując z nauczycielami, właścicielami szkół językowych, NGOsami, czy uczniami i ich rodzicami, mogę to robić nieustannie :) Współpracuję z IATEFL Poland - jako członek Zarządu ds. międzynarodowych i Teacher Development SIG co-ordinator, współpracowałam także z PASE (projektowo, m. in. jako koordynator merytoryczny konferencji). "Po godzinach" rozwijam Fairylane - współtworzony przeze mnie startup, w którym powstają nowoczesne rozwiązania do efektywnej nauki języków. Bardzo bliskie mi jest wspieranie nauczycieli i metodyków w dążeniu do dobrostanu, a także pomoc nauczycielom na początku swojej drogi zawodowej - tak, by czuli się zaopiekowani i wyposażeni w praktyczne narzędzia niezbędne w ich pracy. Na łamach bloga chciałabym podzielić się z Tobą wybranymi aspektami swojej pracy, a także osobistymi przemyśleniami. Miłej lektury!

Archiwa