„Osądzanie uniemożliwia nam zrozumienie nowej prawdy. Uwolnij się od dawnych sądów i stwórz przestrzeń dla nowego zrozumienia” – Steve Maraboli
Naukowcy mówią, że oceniamy jakieś 35 tysięcy razy w ciągu dnia (1). Brzmi nieprawdopodobnie, prawda? Myślę również, że ocenianie jest niejako wpisane w naturę nas – nauczycieli, którzy chcąc nie chcąc muszą dokonywać literalnej oceny czy za pomocą cyfr czy też opinii (znów, jak bardzo ocenne jest samo słowo „opinia”)…
Zastanówmy się dziś jakby to było móc nie oceniać? Ale nie tak w szkole, zawodowo, bo pewnych ram mierzalności efektów nauczania ustalonych odgórnie nie przeskoczymy. Mówię o ocenianiu wszystkiego, co znajduje się dookoła nas. O książkach, przedmiotach, ludziach i ich wypowiedziach, wyglądzie, pogodzie… Jeśli spojrzymy na koncept oceniania szerzej, okazuje się, że statystyki chyba nie kłamią. W zasadzie trudniej znaleźć chwilę gdzie ocena czy wybór nie są konieczny. Zapraszam więc do refleksji nad ocenianiem samym w sobie i szczerej odpowiedzi na poniższe pytania:
- Czemu służy ocena? Czy utrudnia mi czy pomaga w mojej pracy?
- Czy ocenianie pomaga czy utrudnia mi podejmowanie decyzji?
- Jak oceniam? Czy skupiam się bardziej na aspektach pozytywnych czy negatywnych?
Z powodu budowy naszego pnia mózgu, podobno zupełnie naturalnym dla nas zachowaniem jest skupianie się na negatywnych doświadczeniach i kierowanie w ich stronę naszej uwagi. Domyślam się więc, że odpowiedź na pytanie numer 3 może dać nieco do myślenia 😉 Chciałabym zachęcić Was zatem, by w najbliższym tygodniu robić stopklatki i zatrzymywać się w doświadczanych sytuacjach. Zastanawiać się, czy ocenialiśmy i czemu tak naprawdę ta ocena służyła. A może postaramy się pozwolić rzeczom/ ludziom/ sytuacjom po prostu być, jakimi są i… obserwować? 🙂
(1) Joel Hoomans, 35,000 Decisions. The Great Choices of Strategic Leaders, 2015.